Your address will show here +12 34 56 78
Trzy satysfakcje harcerstwa
  • Text Hover
Latem, kiedy ziemia była miękka, kopaliśmy ziemianki, by trzymać w nich jedzenie. Wykopaliśmy latryny, co było fizjologiczną konsekwencją pojawienia się żywności. Na koniec okopaliśmy namioty, żeby każdy miał się o co potknąć w nocy.

To kopanie to zawsze sytuacja społeczna. Z czasem operowanie szpadlem ulega swoistej automatyzacji. Mózg może wtedy zająć się czymś innym i oto zwraca się ku towarzyszom pracy. Rozpoczynają się kwaterkowe wspominki. Dziewiętnastoletnie wiarusy opowiadają szesnastoletnim nowicjuszom swoje najlepsze kawałki. Młodzi wypytują o legendarne podchodzenia oraz o dzikie górskie noclegi. A z tyłu głowy projektują lepsze przypały, chcąc w przyszłości zaimponować starszym.

Takie historie przypominają, że harcerstwo to przede wszystkim środowisko ludzi. Zżywając się ze swoją drużyną, skazujemy się na spędzanie czasu w gronie najlepszych przyjaciół. Tworzymy wspomnienia, które kiedyś będziemy eksploatować jako nudni dorośli ludzie. Jeśli nasza działalność daje nam przyjemność i spełnienie, to właśnie ten rodzaj satysfakcji wymieniłbym jako pierwszy. Większość harcerzy na nim poprzestaje – lecz nie wszyscy.

Dopiero, gdy stajemy się świadomymi wychowawcami, przybywa nam powodów do zadowolenia. Chodzi o moment, kiedy zaczynamy dostrzegać wpływ naszej pracy na podopiecznych. Czy nie pęka z dumy zuchmistrz, któremu gratulują rodzice jego wychowanka? Być może nauczył dziecko czegoś, czego oni nie potrafili! Ekwiwalentnie promieniuje serce drużynowego wędrowników, kiedy jego człowiek wyrusza w samodzielną podróż za pieniądze zdobyte własną pracą. To jest drugi rodzaj satysfakcji, o którym chcę wspomnieć: radość wychowawstwa. Szczęście, które odczuwa się, ponieważ przekazało się cząstkę siebie komuś innemu. Ja zacząłem dostrzegać to dopiero po trzech latach zajmowania się Czarną. Chyba zbyt długo skupiałem się na zabawie.

Kolejne szczeble harcerskiego rozwoju to już jazdy organizacyjne na skalę coraz mniej mikro i coraz bardziej makro. Nie wszyscy instruktorzy sprawdzają się w zarządzaniu innymi instruktorami. Trudno przestawić się na bycie szczepowym czy hufcowym – zwłaszcza, gdy tak kocha się pracę u podstaw, a warsztat pracy z drużyną ma się w małym palcu. Ktoś musi jednak wyjść z tej wspomnianej na początku ziemianki. Przecież trzeba sprawdzić, czy przy budowie całej reszty obozu nie nygusują, czy dostawa drewna będzie na czas. Przedsięwzięcie takiej „kwaterki” jest na tyle szerokie, że potrzeba kierownika. Trzeba osoby, która nie będzie miała już czasu na kopanie w ziemi i rżnięcie żerdek. To właśnie tutaj maluje się ostatni, najbardziej abstrakcyjny rodzaj satysfakcji: przyjemność szefowania – czyli wzorcowego wypełniania swoich obowiązków, nadzorowania współpracowników, doradzania oraz wyznaczania dla nich i dla siebie właściwego kierunku. Przyjemność z szefowania czerpią już naprawdę nieliczni.

Brzmi wstrętnie! Musieć doszukiwać się jakiejś masochistycznej rozkoszy w braniu na siebie wielkiej odpowiedzialności i ustawicznym przeładowywaniu się zajęciami. Wydaje się, że korzystniej pozostać dzieckiem. Ale, ale! „Awans” do kolejnego rodzaju satysfakcji, jaką oferuje harcerstwo, wcale nie oznacza rezygnacji z poprzedniego. Wyjawiam teraz sekret środowisk, gdzie kadra działa wędrowniczo. Mam lichą nadzieję, że mnie za tę małą zdradkę nie zasztyletują, a betonowe buciki będą mieli akurat w złym rozmiarze.

/ 08.12.2018
Kamil J. Damir Tułaza
drużynowy 13 PDW Czarna

chcesz poczytać więcej? polecamy bloga Damira: papierdamira.wordpress.com
Czytaj także: